piątek, 11 lutego 2011

Mój udręczyciel

Nathaniel miał doprawdy imponującą wyobraźnię. Jeżeli chodzi o uprawianie miłości był szczególnie wymyślny i za każdym razem, gdy to robiliśmy zaskakiwał mnie.
Przede wszystkim był nieobliczalny – zmieniał się w oczach. Szeptał czułe słowa przeplatając je z ostrymi przekleństwami, pieścił mnie, jednak czasami nazbyt boleśnie, był łagodny, choć często też impulsywny, pełen werwy, lecz bywał również powolny i spontaniczny. Bez względu na wszystko, za każdym razem kiedy się kochaliśmy był też moim udręczycielem. W jego obecności czułem się psychicznie wykończony, niemniej jednak szczęśliwy i spełniony.
Miał łagodny, kojący wręcz głos, ale potrafił tak sprawnie nim operować, że w jednej chwili stawał się chłodny i brutalnie ciężki. Jedno swoje odczucie potrafił określić wieloma synonimami, choć swoje niezadowolenie czy gniew wyrażał najczęściej jednym, krótkim wulgaryzmem. Jego dotyk był opiekuńczy i przyjemny, by za moment stać się pozornie krzywdzącym i bolesnym.
Chwiejna osobowość Nathaniela była psychologicznym kalejdoskopem. Nigdy nie wiedziałem czego się po nim spodziewać.
Ta zmienność pozostała niezmienna do tej pory, a dwojaka natura jest jego prawdziwym obliczem.
I chyba to jest właśnie tym, co jest mi dzisiaj niezbędne do życia.

Pewnego wieczoru jak zwykle czekałem na niego w jego mieszkaniu. Byłem wyczerpany po pracy i miałem nadzieję na przyjemny, miły koniec dnia. Wypiłem już drugą mocną kawę, cholernie chciało mi się spać, jednak obiecałem wcześniej Nathanielowi, że zaczekam na jego powrót. On także pracował, lecz wracał o późnej godzinie.
Wreszcie – pomyślałem, gdy usłyszałem zgrzyt otwieranego zamka. Mimowolnie drgnąłem pod wpływem trwającego ułamek sekundy ukłucia niepokoju. Jak zawsze nie wiedziałem co mnie dzisiaj czeka. Słyszałem jak kładzie klucze na półce, potem jak zdejmuje i chowa buty do szafki; jego kroki na sosnowym parkiecie były pozbawione jakiegokolwiek rozgłosu, a pomimo tego ja i tak słyszałem cichutkie szuranie stóp.
-Rozbieraj się – rzucił szorstko stając w drzwiach do salonu. Już wtedy wiedziałem, że moja nadzieja na spokojny wieczór zgasła niczym zdmuchnięta w jednej chwili zapałka.
-Ale Nath, jestem zmę...
-Bez dyskusji – urwał mi w pół zdania i poszedł do łazienki. Westchnąłem z rezygnacją zdając sobie ostatecznie sprawę z tego, że nie ma już odwrotu.
Leniwie rozplotywałem swój długi czarny warkocz.
Moje włosy długością sięgały końca pleców i choć były niejednokrotnie uciążliwe w utrzymaniu, nie mogłem ich ściąć, gdyż Nathaniel mi tego zabronił. Zagroził mi kiedyś, że jeżeli skrócę je choćby o centymetr, wyrzuci mnie z mieszkania. Wiedziałem, że nie mógłby tego zrobić, a w każdym razie nie chciałby się mnie pozbyć, ale i tak go usłuchałem.
Kocham go w końcu, a miłość oznacza także poświęcenia.

Wrócił z łazienki półnagi, stanął przede mną w rozpiętych spodniach. Nad czymś się zastanawiał.
-Och, zapomniałem czegoś – przed oczami przemknęła mi burza czekoladowobrązowych włosów i znów zniknął za framugą. W mgnieniu oka pojawił się z powrotem trzymając w dłoni pasek od swojego szlafroka. Spojrzałem na niego pytająco.
-Ślamazarnie idzie ci to rozbieranie się – przetaksował mnie wzrokiem. -Chyba ci trochę pomogę – dodał i przewiesiwszy sobie pasek przez szyję podszedł do mnie pewnym krokiem. Gdy szybko i sprawnie pozbywał mnie ubrań, zapytałem po co mu ten sznurek od szlafroka. Zamiast odpowiedzi zerknął na mnie pobłażliwie, tak jakby chciał mi dać do zrozumienia, że to głupie pytanie zwłaszcza iż zapewne się domyślam.
Zabrał się za rozsuwanie mojego rozporka.
Faktycznie, domyślałem się do czego posłuży mu ta tasiemka...
Zsunął ze mnie spodnie razem z bielizną; nawet nie odważyłem się stawiać oporu, tym bardziej, że nie miałem na to siły. On natomiast będąc w pełni swoich możliwości zaniósł mnie do sypialni, po czym rzucił na wielkie łoże, które zajmowało praktycznie ⅔ całej przestrzeni pokoju. Bez słowa usiadł tuż obok mnie i chwycił zdecydowanie moje ręce.
Zaskoczony odepchnąłem go od siebie i odsunąłem się na drugi koniec łóżka. O nic nie pytałem, nic nie mówiłem.

Sama jego nieprzewidywalność była dla mnie czymś co już dawno przyjąłem do swojej świadomości i nie było to w zasadzie nic nadzwyczajnego. Tylko te jego dziwaczne pomysły sprawiały że czułem się oszołomiony takim nietypowym zachowaniem, jego nagłe zmiany nastroju doprowadzały mnie do szaleństwa, jego ciemne, niemalże czarne oczy nie wyrażające spojrzeniem żadnych emocji wywoływały u mnie niepokój.
Wiedziałem, że mnie kocha. Ma tylko mnie. Tylko ja zrozumiałem jego zmienność i zaakceptowałem go takiego jaki jest.
-Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił mnie głosem, który całkowicie zaprzeczał temu przekonaniu. A mimo to byłem pewien, że mnie nie skrzywdzi. Nigdy nie skrzywdził.
Na szlafrokowym pasku zrobił dość szeroką pętlę, przybliżył się do mnie i delikatnie przełożył przez nią moje dłonie, a następnie gwałtownie i mocno ją ściągnął. Nie bolało mnie to, choć sznurek wrzynał się w skutecznie unieruchomione nadgarstki. Z dużą dokładnością obwiązał moje przeguby, zrobił kilka perfekcyjnych węzłów i przywiązał do barierki łoża, pozbawiając mnie tym samym jakiejkolwiek możliwości sprzeciwu. Nie będę ukrywać, że było to na swój sposób podniecające i przyjemne doznanie, natomiast nie mam pojęcia dlaczego to ograniczenie sprawiało mi przyjemność.

Nathaniel przyglądał mi się przez jakiś czas jak gdyby oczekując, że będę próbował się uwolnić wiedząc jednocześnie, że nie ma to najmniejszego sensu. Przesunął zadbanym paznokciem po szerokości całego mojego ramienia aż do skrępowanych nadgarstków.
Nagle zapragnąłem go dotknąć, poczuć ciepło jego skóry. Szarpnąłem bezskutecznie rękoma i jęknąłem z rozczarowaniem, gdy nie przyniosło to żadnego efektu. Na twarzy Nathaniela zagościł drwiący uśmieszek.
-Będę cię dręczył przez długie godziny – odsunął się na pewną odległość obserwując mnie w dalszym ciągu. A ja... no cóż, po raz kolejny uświadomiłem sobie, że będąc bezsilnym w jego rękach mam kłopoty.
Duże kłopoty.
Leżałem przed nim całkowicie nagi, bezbronny, niezdolny do protestu i zdany na jego łaskę. Czekała mnie długa noc wyrafinowanych tortur.
Przykrył mnie cienką narzutą pod samą szyję. Nie wiedziałem, jaki miał w tym cel – o tym przyszło mi się przekonać później. Patrzyłem na niego kompletnie zbity z tropu, a on – tego wieczoru stał się powolnym introwertykiem, który egoistycznie czerpie radość z tej "bliskości". Ułożył się na boku tuż obok mnie – na tyle blisko, bym czuł zapach jego perfum, bym widział delikatny zarys mięśni jego brzucha i ramion, lecz wystarczająco daleko bym nie mógł go dosięgnąć, dotknąć i bym nie mógł poczuć jego ciepłego oddechu na swojej skórze. Był tak blisko, a zarazem tak daleko. Szarpnąłem więzami, które mnie powstrzymywały. Na jego twarz znowu wpełzł ironiczny uśmiech. Bardzo spokojnie i powoli przysunął się do mnie i zebrawszy długie pasma moich włosów w jeden pukiel odgarnął je na moje ramię. Ucałował kawałek odsłoniętej szyi. Przymknąłem oczy, a on musnął wargami moje powieki. Dotknął delikatnie palcem moich drżących ust. Jakże wtedy pragnąłem zasmakować w jego ustach...
Odsłonił sobie kolejny fragment mojego ciała. Nader ostrożnie mnie dotykał, ledwie muskając moją skórę opuszkami palców. Doprowadzał mnie do obłędu. Czule wodził dłonią po odkrytym torsie, sporadycznie i jakby niechcący zahaczając o sutki. Nagle wsunął rękę głębiej pod narzutę; moim ciałem wstrząsnął przemożny dreszcz podniecenia, gdy pogładził mój brzuch. Mimowolnie jęknąłem, choć usiłowałem powstrzymać ten wyraz aprobaty. Nie chciałem dać mu tej satysfakcji.
-Ależ jesteś rozpalony... – wyszeptał uśmiechając się z zadowoleniem. Rzeczywiście byłem rozpłomieniony z rozkoszy. Wręcz czułem przenikające moje ciało uczucie gorąca.
-Rozwiąż mnie – odparłem błagalnie. Wiedziałem, że prośba ta zostanie zignorowana, a nawet więcej, bo Nathaniel tylko wzmocnił uścisk paska oplatającego moje przeguby. W momencie gdy dotknął nadgarstków owładnęła mną kolejna fala żaru namiętności. Łapczywie wciągnąłem do płuc powietrze chcąc choć w minimalnym stopniu uregulować to napięcie.

Naprawdę, wolałem aby wziął mnie siłą, gwałtownie i bez cienia litości, niż żeby pastwił się nade mną w tak okrutny sposób. Był zbyt powolny, zbyt delikatny i – co najważniejsze, doskonale o tym wiedział.
Nadmiar tej nieludzkiej przyjemności był nadto uciskający, a przez to krzywdzący. Byłem zniecierpliwiony, cholernie i do granic wytrzymałości. Gorączkowo pragnąłem go dotykać i całować. Zapach i widok jego ciała był tak nęcący, że aż nieznośny. Zamknąłem oczy. Postanowiłem nie patrzeć na swego kata.
Kiedy po kilkunastu sekundach uniosłem powieki, Nathaniela nie było w pobliżu. Mój chwilowy niepokój został szybko rozwiany, gdyż po pewnym czasie ujrzałem go w drzwiach naszej sypialni. Podszedł do łóżka i podwinąwszy nieco cienki materiał narzuty, położył na moim brzuchu dwie kostki lodu. Wzdrygnąłem się doznawszy dojmującego uczucia chłodu i zdezorientowany spojrzałem na ciemnowłosego.
-Jesteś tak gorący, że trzeba cię nieco ostudzić – odezwał się widząc mój wzrok.
Pochylił się nade mną i zlizał z mojego brzucha spływającą wodę topniejących kostek. Znowu czułem ciepło
własnego ciała. To już było nie do wytrzymania, wpadłem w histerię. W jednej chwili zacząłem się zapalczywie szamotać i szarpać związanymi dłońmi. Odepchnąłem od siebie Nathaniela, który zdawał się nie przejmować moim impulsywnym zachowaniem. Aksamitna tasiemka boleśnie wrzynała mi się w przeguby. Rzucałem się po łóżku jak opętany, żeby tylko się wyzwolić, żeby tylko móc dotknąć ciała Natha, żeby tylko sprawdzić czy jest tak samo rozgrzany co ja... Nadaremnie. Linka ani trochę się nie rozluźniła, wręcz przeciwnie – zacisnęła się mocniej. Wiedząc, że moje wysiłki spełzły na niczym, uspokoiłem się ciężko oddychając. Nathaniel siedział na skraju łoża i po prostu czekał.
-Widzisz co zrobiłeś? Miałem w planach cię zmęczyć, a tymczasem sam to zrobiłeś – powiedział z nieukrywanym rozczarowaniem w głosie.
-Rozwiąż mnie – powtórzyłem odwracając ku niemu głowę. Patrzył na mnie obojętnie, zupełnie jakby był głuchy i nie usłyszał moich słów.
-Nie zrobię tego.
-Dlaczego?! To boli! – podniosłem głos.
-Dlatego, że odebrałbym przyjemność sobie i tobie. A boli na twoje własne życzenie. Im bardziej się szarpiesz, tym mocniej zaciskają się węzły. Celowo tak cię skrępowałem – wyjaśnił z tym swoim uśmieszkiem urwisa, któremu udał się dobry kawał. Chciał żebym cierpiał, ale pomimo tego nie krzywdził mnie bezpośrednio. Obiecał, że nigdy mnie nie zrani...
Umilkłem i czekałem na dalszy bieg wydarzeń. Nathaniel zbliżył się i pocałował mnie z czułością. Pasmo czekoladowobrązowych włosów omiotło mój policzek i szyję. Siłą wsunął język między moje lekko rozchylone wargi, zachłannie penetrował wnętrze ust, by za chwilę pomału pieścić podniebienie.
W końcu oderwał się ode mnie. Odgarnął niesforne pasma włosów z mojego czoła i ucałował w skroń.

Postanowiłem podjąć swoją własną grę.
Skoro on czerpie korzyści ze swojej zabawy, dlaczego i ja nie miałbym się zabawić?
Znałem jego słaby punkt. Nathaniel odtrącał od siebie ludzi, bojąc się zarazem odtrącenia i samotności. Jak już wcześniej wspominałem, tego człowieka trudno jest pojąć właśnie przez jego wewnętrzne kontrasty i sprzeczności.
Odwróciłem głowę, dając mu jednoznacznie do zrozumienia, że mam dość jego zachowania i z trudem znoszę jego obecność.
-Patrz mi w oczy, gdy będę to robił – powiedział oschle. Zsunął ze mnie łóżkową kapę obnażając moje nagie ciało. Oczekiwał reakcji. A ja nie zareagowałem, nawet nie podniosłem na niego spojrzenia, w dalszym ciągu wpatrywałem się w przeciwległą ścianę. Kątem oka dostrzegłem jak brwi mego kochanka ściągnęły się w wyrazie złości i zdumienia.
- Patrz na mnie! – nakazał ostrym tonem głosu. Spotkała go całkowita ignorancja z mojej strony.


Usiadł okrakiem na moich biodrach. Jęknąłem prawie niedosłyszalnie, czując jego ciężar na swoim podnieconym wcześniejszymi pieszczotami przyrodzeniu. Mimo tego nawet nie zerknąłem na niego.
Poruszyłem ścierpniętymi z bólu rękoma. Dłoni w ogóle nie czułem, natomiast miałem wrażenie, że ramiona lada chwila mi odpadną.
-Nie rozwiążę cię - odezwał się Nathaniel, zapewne dostrzegając grymas bólu na mojej twarzy.
Nie odpowiedziałem. Podjąłem ryzykowną grę, która miała na celu rozjuszenie Natha.
-Spójrz na mnie! Odezwij się! - krzyknął. Jego dotychczas stanowczy, chłodny głos zaczynał się łamać ze zdenerwowania i poczucia bezradności. Choć tak w zasadzie to ja byłem zdany na jego łaskę, ja bezsilny.
Zwyczajnie się z nim drażniłem, tak jak wcześniej on ze mną. Byłem świadomy, że cały czas uderzam w jego czuły punkt. Nienawidził być ignorowany przeze mnie, nie chciał mieć pod sobą zobojętniałej kukły. Pragnął odczuwać mój opór. Uwielbiał świadomość tego, że ma nade mną władzę, że to zawsze ja błagam go o litość, że czuję się bezsilnie.
Przyznam, że i mnie to podniecało.
Teraz jednak, gdy poczułem się potraktowany w tak przedmiotowy sposób, postanowiłem wcielić się w rolę martwego obiektu.
-Dlaczego mnie tak dręczysz?! - zapytał. W jego wymowie wisiał płacz, był też zauważalny w jego zeszklonych łzami oczach. Znów go zlekceważyłem.
Wściekł się.
Pochylił się nade mną i ujął w dłonie moją twarz, odwracając ją ku sobie. Jego brunatne tęczówki niesamowicie opalizowały przez łzy. Zajrzał głęboko w moje oczy i... dostrzegł w nich tę jawną prowokację.

Niech to szlag trafi, nigdy nie byłem dobrym oszustem.
On potrafił wszystko wyczytać z moich oczu; sam był przecież wulkanem emocji, jak nikt inny umiał nazywać po imieniu ludzkie uczucia poznając i rozróżniając je po prostych gestach, po jednym spojrzeniu...
-Droczysz się ze mną!
Czułem, że zaraz dostanę ataku śmiechu.
-Cały czas to robiłeś!
Nie mogłem się powstrzymać. Zaśmiałem mu się w twarz. Przez chwilę myślałem, że wymierzy mi policzek; mógłbym przysiąc, że na jego twarzy ujrzałem zarys dojmującej wściekłości. On natomiast uciszył moje śmiejące się usta natrętnym pocałunkiem, który oczywiście odwzajemniłem.
-Zapewniam, że ten żart będzie cię słono kosztował – wyszeptał uszczypliwie wprost do mojego ucha, gdy już odsunęliśmy się od siebie.
-Nath... - mruknąłem błagalnie. Byłem pewien, że mi nie odpuści.
Lubieżnie oblizał wargi. Nachylił się nade mną i delikatnie pocałował spętane nadgarstki. Ekstatyczny prąd przeszedł od moich dłoni poprzez ramiona. Następnie musnął wargami moją szyję, potem obojczyk i ramiona. Sunął językiem wzdłuż klatki piersiowej, zatrzymując się dopiero przy podbrzuszu. Uniósł głowę i spojrzał na mnie wyzywającym wzrokiem. Łagodnie złapał moją nabrzmiałą męskość. Szarpnąłem rękami. Nic. Nathaniel miarowo poruszał dłonią, sycąc się każdym jękiem, który usłyszał.
-Chcę żebyś krzyczał - odezwał się.
O nie, nie dam ci tej satysfakcji... - pomyślałem od razu w niemej odpowiedzi.
-... i wiedz, że dasz mi tę satysfakcję – dopowiedział.

Ruchy jego dłoni były raz wolniejsze, raz szybsze, raz subtelniejsze, raz gwałtowniejsze. Wiłem się pod nim w rozdzierającej rozkoszy nieświadomie prosząc o więcej. Szamotałem się jak ryba w sieci, pragnąc uwolnić z więzów dłonie.
-Nath - jęknąłem. -Proszę... pozwól mi się dotknąć, niczego bardziej nie pragnę - szeptałem do niego błagalnie. Czułem, że zaraz oszaleję. Z uniesienia i z tego nieznośnego pragnienia.
Zupełnie bez odzewu.
Czyżby mścił się na mnie...?

Poczułem miękkie usta na swoim przyrodzeniu. Pieścił mnie gorączkowo i bezlitośnie, żądał wrzasku, który z całą mocą cisnął się na moje gardło. Siłą woli tłumiłem w sobie krzyk, nie chcąc za żadną cenę utwierdzić Nathaniela w przekonaniu o tym, że balansuję na granicy wytrzymałości.
Ekstaza wzbierała we mnie desperacko szukając ujścia. Krople potu wystąpiły mi na czoło i tors. Byłem rozpalony do granic możliwości. Podniecały mnie te pieszczoty, widok jego nagiego torsu, brąz oczu i pasek ściskający moje przeguby.
Czułem, że dłużej nie mogę hamować tego uniesienia. Jeszcze chwila, jeszcze tylko moment...
Przestał.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Ujrzałem lekko zarumienione policzki, zmierzwione włosy. Drwinę na ustach i w oczach. Bezgłośnie śmiał się ze mnie, poniżył mnie.
Organ, który odpowiadał za całą odczuwaną rozkosz pulsował z pożądania. Pragnąłem jego dotyku! Dotyku, który doprowadził mnie do tak rozpaczliwego i upokarzającego stanu. Moje ciało odruchowo wygięło się w łuk ku mężczyźnie prosząc o więcej.
Ach, gdybym tylko miał wolne ręce...

Jego zemsta była wyrafinowana i wyszukana. Zostawić kogoś w ramionach obezwładniającej ekstazy to absolutny brak litości.
-Kocham cię - szepnął zdejmując spodnie.
Ale ja nienawidziłem go w tej chwili.
Potraktował mnie jak zwykłą dziwkę; swoją prywatną, męską kurewkę.
Słyszałem swój nierytmiczny oddech i czułem jak serce dudni w mojej piersi. Byłem rozgrzany i zmęczony. Nie wierzyłem, że Nathaniel uwolni mnie jeszcze tej nocy. Wypuszczenie swojej ofiary - to było zupełnie nie w jego stylu.
Zamarzył mi się letni, chłodzący prysznic. Na samą myśl o zimnej wodzie spływającej po moim ciele zrobiło mi się jeszcze cieplej.

Potarł dłonią moją męskość. Jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki znów znalazła się w stanie gotowości. Schylił się nieco i pocałował czubek. Zsunął z siebie luźne szorty i rozsunąwszy moje nogi po obu stronach swych bioder, usadowił się przede mną.
Czułem go.
Jego równie rozpaloną skórę, bijące od niego pożądanie...
Przyciągnął mnie do siebie mocniej, na tyle, bym mógł wyczuć jego podniecenie. Ocierał się swoim przyrodzeniem o moje. Zareagowałem ciężkim westchnieniem. Trudno byłoby w ogóle nie zareagować.
-Chcę żebyś krzyczał - powtórzył władczo Nath.
-Nie będę - odparłem.
Chciałem wierzyć, że to prawda. Chciałem móc powiedzieć to ze szczerym przekonaniem.
Byłem pewien, że będę się drzeć wniebogłosy i że wskutek tego przyjdą zbulwersowane sąsiadki ze skargą, już następnego dnia.


-Zapewniam, że będziesz – odrzekł chłodnym tonem. Tak idealnie wymodulowanym... Serce by mi pękło, gdyby ten głos miał taki autentyczny wydźwięk. Patrzyłem w brunatne tęczówki jak zahipnotyzowany.
Te oczy całkowicie przeczyły jego niezachwianej pewności siebie...

Instynktownie zacisnąłem powieki, gdy wsunął w moje wnętrze dwa palce. Czułem jak łzy bólu napływają do moich oczu. W dalszym ciągu miałem unieruchomione nadgarstki, a wtedy – nie wiem dlaczego, bardzo chciałem zasłonić twarz ręką. Może był to tylko odruch przelotnego wstydu, choć przecież nie pierwszy raz to robiliśmy.
Wiedział, w którym momencie byłem gotowy. Może nie na tyle bym nie czuł bólu, ale w końcu tego oczekiwał Chciał, żebym odebrał go w bardzo konkretny sposób. Żebym sam pragnął cierpieć z rozkoszy i żebym wręcz wyczekiwał tego potwornego cierpienia, który dawał się odczuć każdą cząstką mojego ciała.
Pragnąłem.
I nagle stało się coś, czego po Nathanielu nie śmiałbym się spodziewać. Rozwiązał mnie. W tak banalny sposób, bo zaledwie jednym sprawnym ruchem ręki. Jak on to zrobił – nie wiem do dzisiaj. Spodziewałem się tego, że mnie zaskoczy. Czy wobec tego moje zaskoczenie było zaskoczeniem? Jak najbardziej.

Uśmiechnął się w ten swój perfidny, zawadiacki sposób. Spojrzałem na niego zmieszany. Uwielbiał ten wzrok, o to przecież zawsze mu chodzi.
-Jesteś wolny – powiedział. - Nie znaczy to jednak, że twoja rola już się skończyła.
Rozmasowałem bolące przeguby. Odcisnął się na nich czerwonawy ślad po pasku, a gdzieniegdzie widoczne były drobne przecięcia skóry.
Nath chwycił moje dłonie i rozcierał je na przemian łagodnie i z troską całując.
-Przepraszam... - cicho szepnął. Uśmiechnąłem się do niego i z czułością pocałowałem go w policzek.
Niespodziewanie złapał mnie za biodra i zdecydowanym ruchem rąk przysunął do siebie.
Potem wszystko potoczyło się niczym lawina wydarzeń.
Wsunął się we mnie ostro i gwałtownie. Nagły spazm bólu rozszedł się wzdłuż mojego kręgosłupa, a potem wstrząsnął całym ciałem. Zdrętwiałem. W pierwszej chwili myślałem, że mi serce zamiera. Jęknąłem głośno, zaciskając palce na satynowej pościeli. Po moim policzku spłynęła łza cierpienia, zaraz po niej kolejna i jeszcze następna. Skierowałem wzrok na Nathaniela; spotkałem się z jego rozczarowaniem.
Czyli, że mam przesrane...
-Będziesz się jeszcze drzeć!
Poruszał się szybko i gwałtownie. W bolesnych konwulsjach wiłem się pod nim szepcząc jednocześnie błagalne prośby by zwolnił. Nic sobie z nich nie robił, był nieczuły w obejściu ze mną. Płakałem, prosiłem i jęczałem na zmianę – w zaledwie kilka chwil ścierpły wszystkie moje mięśnie, których nie byłem w stanie rozluźnić. Walczyłem o każdy kolejny pełny oddech. Mój kochanek nie miał litości, nie przystopował swoich zapalczywych posunięć nawet na moment.

Ze wszystkich sił próbowałem powstrzymać się od krzyku, lecz w końcu wrzasnąłem na całe gardło przynosząc sobie upragnioną ulgę. Zwolnił. W końcu...
-Tylko nie mów "a nie mówiłem" – powiedziałem ciężko oddychając.
Nic nie odpowiedział.
Kilkoma pchnięciami osiągnął spełnienie w moim wnętrzu. Wysunął się powoli i przylgnął do mnie całym ciałem. Nie wyglądał na zmęczonego – nie mam zielonego pojęcia skąd on czerpie całą swoją energię życiową.
W pewnej chwili Nathaniel poderwał się i wpił w moje usta. Mimowolny jęk wydobył mi się z gardła, gdy wsunął język między moje wargi. Objąłem go ciasno w pasie przyciągając mocniej do siebie. Wodziłem dłońmi po gorącej skórze spragniony jego dotyku. Pogłębił namiętność naszego pocałunku. Po omacku odnalazł ręką moje przyrodzenie. Przeszedł przeze mnie przyjemny dreszcz rozkoszy, gdy jego szczupłe palce pieściły z czułością nabrzmiały organ.
Chciałem krzyknąć.
-Smakujesz wybornie – mruknął zadowolony kiedy się ode mnie oderwał. Jego dotyk doprowadzał mnie do skrajnego szaleństwa, był tak cudowny, że aż nieznośny. Zupełnie jak sam Nathaniel.

Napięcie było nie do wytrzymania, tak jak jego wprawna ręka, która za to odpowiadała.
Rozlałem się nasieniem gdy moje podniecenie osiągnęło szczyt.

Mój kochanek – prędzej czy później, zaspokajał także mnie. Był w pewnym sensie egoistyczny, ale zawsze starał się mnie uszczęśliwić.
I zawsze mu się to udawało.
Co prawda słono mnie to kosztowało, nie kryję. Po wspólnej nocy z Nathanielem byłem obolały. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Każda komórka mojego ciała skomlała o ulgę, a umysł nie był trzeźwy przez co najmniej kilka najbliższych godzin.
On natomiast był w pełni swoich sił.
Tyle tylko, że potargany, z nieco przyćmionym wzrokiem...

Po tych torturach zanosił mnie do łazienki i przygotowywał relaksującą kąpiel. Eteryczny olejek z trawy cytrynowej uspakajał szalejące we mnie zmysły, a lawendowy balsam przynosił ulgę ciału rozluźniając mięśnie.
Kiedy Nath już włożył mnie do wanny, wychodził. Po chwili wracał z podłużną szklanką soku pomarańczowego z lodem i miętą, a ja opróżniałem całość kilkoma haustami.
Jakże go kochałem...
Całował mnie wtedy czule i łagodnie. Wracał z powrotem do naszej sypialni i czekał na mnie choć zapewne chciał zasnąć. Oczekiwał mnie tak samo jak ja jego każdego wieczora. I nigdy mnie nie ponaglał. Niecierpliwił się – tego byłem pewien, ale czekał cierpliwie aż sam przyjdę i ułożę się przy nim.
Zasypialiśmy w swoich objęciach, by kolejnego ranka móc ze stoickim spokojem wysłuchać zażaleń wścibskich sąsiadów.

Taki właśnie jest mój udręczyciel.




***************************************
Przepraszam że nic nie dodawałam na swojego bloga ale tak szczerze to zapomniałam hasła na niego, a gdzieś mi sie zapodziała kartka na której miałam wszystko zapisane.


Moje poprzednie opowiadanie zaiweszam gdyż nie wiem czy bd mi sie chceić pisać go dalej, to było moje pierwsze opowiadanie tego typu więc prosze o wybaczenie bo wiem że wszystko działo sie za szybko w nim.


Teraz postanowiłam dodawać opowiadanie, które znalalzłam na chomikuj, wiem że nawet nie spytałam o pozwolenie, ale uważam że powinniście je przeczytać, gdyż są warte uwagi.


Myśle że te opowiadanie bd dodawać co 2 dni albo codziennie.