sobota, 7 stycznia 2012

Zabawa by Pazuzu

Białowłosy elf tańczył do wtóru bębenków i piskliwych jęków piszczałki. Ubrany był w przybrudzoną, poszarpaną tunikę i proste spodnie. Wokół siedziało blisko stu orków, goblinów a nawet dwa, czy trzy ogryty, o niemal ludzkich twarzach. Wszyscy wpatrywali się w tancerza, część wystukiwała rytm cynowymi kuflami czy drewnianymi łyżkami, bądź obgryzionymi kośćmi. Najwyraźniej doskonale się bawili.
Pochodnie oraz ogień palący się w płytkim kominku wyłaniały z mroku szerokie kamienne płyty sklepienia, potężne filary, broń rozwieszoną w półkoliście wieńczonych niszach. Kilku szeregowców obracało rożen z solidnie już podpieczonymi i nadjedzonymi tuszami dzikich kotów, inni rozlewali piwo i lekki, słaby miód o kwaśnym posmaku. Ale nawet usługujący cały czas zerkali w stronę stołu, na którym tańczył elf. Zabawa się rozkręcała, zwłaszcza, że powodów do dobrego humoru było kilka. Pierwszy nocleg od wielu nocy w granicach ich państwa, udany powrót z wypadu w głąb ziem wroga, bogate łupy jakie zgromadzili.
Rytm stawał się coraz szybszy, bardziej nerwowy. Na ubraniu tancerza pojawiły się pierwsze plamy potu, ale dotrzymał kroku. Przyspieszał, to zwalniał, tompnięciami bosych stóp akcentując uderzenia bębenków. Obserwował zgromadzenie spod wpółprzymkniętych powiek. Jego brudną twarz przecinała brzydka blizna. Pozostawał głuchy na śmiechy i komentarze otaczających go istot. Jakaś kość przeleciała tuż koło jego głowy. Prawdopodobnie trafiłaby go prosto w twarz, gdyby nie to, że się obrócił. Chybienie wywołało kolejną falę śmiechu. Orkowie bezlitośnie kpili z goblina, który spudłował. Ten nie pozostawał im dłużny. W końcu jeden z starszych szeregowców sięgnął po nóż…
Podniecenie sięgnęło zenitu, co dodatkowo podkreślały szybkie, głośne uderzenia w membrany i tracąca oddech melodia piszczałki. Wojownik wycelował i cisnął sztyletem w nogi długouchego. Ostrze wbiło się dokładnie w miejsce, w którym mgnienie oka wcześniej była bosa stopa. Trzy obroty, dwa drobne kroki… drugi nóż ściął kilka śnieżnobiałych pukli. Elf jakby tego nie zauważył. Tańczył dokoła wbitej broni… wydawało się, że dźwięki nie mogą przyspieszyć, a on nie da rady szybciej się poruszać, a jednak… krople potu zalśniły w powietrzu, gdy z wdziękiem i pozorną niedbałością unikał kolejnych trzech noży ciśniętych przez goblińskich żołdaków. Jednak jego zwinność wywołała, co najwyżej kolejne fale śmiechu czy gardłowego rechotu oraz nieprzychylnych komentarzy.
Jeden z ogrytów wyciągnął zza pasa ceremonialne ostrze - wąski, doskonale wyważony nóż do rzucania o drzewcu zdobionym gładko obrobionym kryształem górskim. Zamierzał się dłużej niż inni, uważnie obserwując płynne, rytmiczne ruchy tancerza. W tym czasie kolejny ork spróbował szczęścia, pudłując dosłownie o palce. W końcu oficer zdecydował się. Srebrzysta broń pomknęła pewnie w kierunku biodra Elfa. Wydawało się niemożliwym by mógł spudłować. A jednak… rozciął tylko tunikę i nogawkę. Siła wojownika wbiła broń w ścianę niemal do połowy ostrza. Rozległ się chóralny jęk zawodu. O ile zwykli szeregowcy obawiali się głośno komentować porażkę przełożonego, o tyle jego pobratyńcy nie mieli najmniejszych oporów. Przegrany odgryzał im się równie złośliwie.
Ale zabawa jeszcze się nie skończyła. Kolejni chcieli spróbować szczęścia. Wszyscy wiedzieli, że ten kto trafi tancerza dostanie nagrodę. Nikt nie potrafił powiedzieć, kto rzucił ósmy sztylet. Za to aż za wyraźnie widać było, że spudłował. Wbił się w blat o dobrą dłoń od jasnych stóp. Tępo jeszcze przyspieszyło. Oddech białowłosego był coraz cięższy i bardziej chrapliwy, ale dotrzymał kroku piszczałce i bębenkom. Szybciej i szybciej… Końcówki jego włosów wręcz zamiotły stół gdy schylił się, unikając kolejnego noża. Ale momentalnie się wyprostował, dumnie potrząsając głową i w ostatniej chwili unikając obcięcia ucha. Ze tłumu znajdujących się za nim orków, tam gdzie wpadła broń, rozległ się głośny ryk protestu.
Czarnowłosy ogryt, z insygniami pułkownika na ramieniu, niedbałym gestem sięgnął po nóż. Wycelował, oblizując szarawym językiem ostre kły. Ryk sali stał się ogłuszającym. Melodia już zupełnie się zatraciła, grajek wydobywał z instrumentu tylko dwa dźwięki. Bębny zgubiły rytm, podobnie jak kufle… nastała dziwaczna, ogłuszająca kakofonia. Krzyków, rechotu, śmiechu, uderzeń, pisków, warknięć… dowódca zamachnął się.
Wszystko skończyło się tak nagle, że cisza wręcz ogłuszyła zgromadzonych. Cały oddział jak na rozkaz zamilkł, wpatrując się w przełożonego i znieruchomiałego nagle tancerza. Kufle zastygły w połowie drogi do ust, czy stołu, palce nie dobiły ostatniego rytmu. W przeraźliwym spokoju sali trzaskał tylko ogień, słychać było jedynie chrapliwy, ciężki oddech Elfa.
Ten stał naprzeciwko ogryta, bosą stopą przyciskając jego rękę do blatu. Nóż ciągle tkwił w zaciśniętej dłoni.
- Umowa… była: do dziesięciu… rzutów, - powiedział rwącym się ze zmęczenia głosem.
Oficer zmrużył czarne, paciorkowate oczy. Obnażył wszystkie zęby w czymś, co mogło być zarówno szyderczym uśmiechem, jak i wściekłością. Nagle szarpnął ramieniem, wydostając je spod nogi tancerza. Ten zachwiał się, poleciał do tyłu. Uderzył w blat.
Wszyscy zgromadzeni ryknęli śmiechem.
- Zwinnyś jak dzik, a wdzięczny niczym niedźwiedź - zakpił dowódca. Chwycił lekko ogłuszonego elfa w pół i postawił na ziemi. Zabawa się skończyła, żołnierze powoli wracali do rozmów i picia. Pechowcy szukali swoich noży. - Tylko pod koniec stopy ci się poplątały, długouchy…
- Urtyk, ty… - wydyszał w odpowiedzi. Dopiero teraz widać było, jak bardzo był chudy i drobny. Nie sięgał ogrytowi do ramienia.
- Ty co? - zapytał się usłużnie.
Białowłosy nie odpowiedział, zajęty łapaniem oddechu i rozpaczliwymi próbami utrzymania się na nogach. Urtyk usadził go na stojącym obok pustym krześle. Gestem przywołał jednego z roznoszących napitki szeregowców. Elf bez słowa przyjął podany mu kufel piwa. Opróżnił go jednym haustem.
- Urtyk, ty gnido! - ryknął, gdy skończył pić. - Założyliśmy się na dziesięć rzutów! Dziesięć synu sflaczałej krasnoludzkiej kokoty! Liczyć nie umiesz!?
- Umiem, nie wiedziałem, że ty umiesz! Elficki wyzyskiwacz! Plugawy demon! Mało ręki mi nie złamałeś!
- A szkoda! Oszust! Jak śmiałeś!? Teraz przez tydzień nie będę mógł wsiąść na konia! - poskarżył się, znacząco masując stłuczone plecy.
- To pojedziesz przerzucony przez moje siodło!
- Zboczeniec!
- A jak myślałeś?! - wyszczerzył wszystkie zęby. - Z resztą i tak jeżdżę dwa razy lepiej od ciebie, przynajmniej nie wlókłbyś się w ogonie oddziału!
- Ty… - zaczął białowłosy i nie dokończył, bo ciężka dłoń dowódcy zatkała mu usta. Chciał zaprotestować, ale goblinoid bez trudu unieruchomił jego obie ręce.
- Dajcie mu mięsa i jeszcze piwa! - rozkazał, a potem dodał niewiele ciszej. - Może to cię uspokoi, Karin głodny - Karin zły…
Mruknął sentencjonalnie. Po chwili przed tancerzem stała pełna misa i dodatkowy kufel. Dopiero wtedy ogryt puścił go. Elf, mamrocząc pod nosem krasnoludzkie przekleństwa, od razu rzucił się do jedzenia.
- A wiesz co, Urtyk? - mruczał między jednym kęsem a drugim. - Jednak kawał drania z ciebie.
- Wiem, z ciebie też. Tylko, że ja jestem ten silniejszy.
- Ale mniej zgrabny.
- Ja przynajmniej jestem wojownikiem, a nie elfickim książątkiem o wydelikaconych stópkach.
Karin udał, że nie słyszy obelgi, całą uwagę poświęcił pochłanianiu kolejnych porcji mięsa i ciemnego, praśnego chleba. Pozostali oficerowie dyplomatycznie grali w kości, tylko nieznacznymi uśmieszkami zdradzając, że przysłuchują się słownej przepychance pary dowódców. Urtyk skinął na najbliższego orka, nakazując by ponownie napełnili mu kufel.
- A tak przy okazji, nakazałem nagrzać ci wody do kąpieli. Wiem jak dbasz o te sprawy.
- Jak każde wydelikacone elfickie książnątko - zaśmiał się, ocierając usta z tłuszczu i okruszków. - Właśnie, Urtyk, gdzie moja wygrana?
Przypomniał, sięgając po kufel.
- Myślałem, że zapomnisz - zadziwiająco chętnie podał mu przepięknej roboty srebrzystą zaponę. - Następnym razem, Karin, to już na pewno cię trafię…
- Następnym razem, Urtyk, to ty będziesz tańczył… - mruknął, śmiejąc się łobuzersko i starannie oglądając wygraną.
Słyszący to oficerowie ryknęli śmiechem.

*********************

Zamieszczam coś nowego:P
Mam nadzieje że jeszcze ktoś tu został i czyta opowiadanie.
Pozdrawiam i wg spóźnionego Szczęśliwego Nowego Roku:D